Ostatnio zaczęłyśmy się bardziej interesować zagadnieniem Urban exploration,
w skrócie Urbexu. Co to właściwie jest? Pod tym hasłem kryje się zwiedzanie opuszczonych lub zazwyczaj niedostępnych miejsc.
w skrócie Urbexu. Co to właściwie jest? Pod tym hasłem kryje się zwiedzanie opuszczonych lub zazwyczaj niedostępnych miejsc.
Dlaczego ludzie "uprawiają" Urbex? Walory fotograficzne, historyczne czy w niektórych wypadkach zastrzyk adrenaliny? Podejrzewam, że każdy ma swoją motywację.
Bercia: Mnie osobiście od zawsze ciągnęło do opuszczonych miejsc, jednak zdrowy rozsądek i jakieś wewnętrzne obawy zazwyczaj nie pozwalały mi wchodzić do środka (jeśli nie były to obiekty zagospodarowane jak skansen czy muzeum).
Będąc w nowym miejscu lubię poznać jego historię, jednak wolę odkrywać ją po kawałku, oglądając poszczególne budynki, patrzeć na stare zdjęcia, niż przeczytać notatkę o całym mieście. W tym pomaga również Geocaching, który pozwala odnaleźć historyczne perełki w nieznanym mieście.
Paula: Często też skrytki znajdują się w nieco odludnych miejscach, do których w innym wypadku by się nie poszło. A dzięki takiej motywacji można odkryć zupełnie nowe zakamarki. 😉
Dla mnie dużym walorem takich miejsc jest możliwość zrobienia niecodziennego zdjęcia (chociaż dopiero raczkuję w tym temacie) oraz takie poczucie eksplorowania nieznanego terenu.
Osoby odwiedzający takie opuszczone miejsca - eksploratorzy, kierują się jedną bardzo ważną zasadą:
"Take only photos, leave only footprints."
Co w wolnym tłumaczeniu znaczy weź tylko zdjęcia, zostaw tylko odciski butów.
Generalnie chodzi o to aby nie niszczyć odkrytych obiektów i nie zabierać dla siebie żadnych "pamiątek".
Niestety Urbex nie jest bezpiecznym hobby i nie zawsze jest legalny. Wiele obiektów znajduje się na terenach prywatnych, na które zwykły śmiertelnik wchodzić nie powinien. Nie ma co ukrywać, że często opuszczone budynki są zdemolowane, rozkradzione a na ścianach widnieją graffiti.
Dlatego też często zdarza się, że są to obiekty chronione lub/i monitorowane, aby zapobiec aktom wandalizmu. Wtedy wejście na takie obiekty bez zgody właściciela może wiązać się z odpowiedzialnością karną.
Bercia: Do tej pory odwiedzałam tylko ogólnodostępne obiekty (głównie bunkry czy obiekty militarne na półwyspie helskim), w których nie było wiele pozostałości. Jednak z pewną zazdrością oglądam zdjęcia ludzi, którzy z powodzeniem eksplorują bardzo ciekawe obiekty.
Paula: Ostatni wypad na Hel pozwolił nam się trochę oswoić z tematem, właśnie przez zwiedzanie opuszczonych budynków wojskowych. Są one w nieco lepszym stanie niż te w Gdyni, być może ze względu na ich ilość, ale nie można o nich powiedzieć żeby były dobrze zachowane, czy czyste.
Na exploratorów czekają również niebezpieczeństwa związane z brakiem konserwacji takich obiektów (niepewna konstrukcja, brak poręczy na klatkach, elementy znajdujące się na skraju wytrzymałości), ich wcześniejszym zastosowaniem (np. chemikalia w fabrykach), czy też osobami, które pomieszkują lub imprezują w takich miejscach (a podobno często nie są przychylnie nastawione do intruzów).
Bercia: Nie wiem jednak czy kiedykolwiek uda mi się dołączyć do tego grona ludzi, którzy nazywają siebie Eksploratorami, czy tylko pozostanie mi zostanie w bezpiecznej strefie i oglądanie ich doświadczeń zza ekranu komputera.
Jak odnaleźć takie miejsca? Eksploratorzy podobno niechętnie dzielą się dobrymi lokalizacjami, czasami można zdobyć nową miejscówkę na zasadzie wymiany informacji. Jak w takim razie zacząć? Myślę, że od ogólnodostępnych i powszechnie znanych obiektów. Jednak miejcie w głowie podstawową zasadę: Take only photos, leave only footprints.
I uważajcie na siebie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz