CZY ISTNIEJE SYNDROM DZIECKA WYCHOWYWANEGO POZA DOMEM?

Problemem właściwego podejścia do dzieci w instytucjach opieki zbiorowej najbardziej interesowano się w latach sześć­dziesiątych. Na ogół wyniki badań potwierdzały zasadność istnienia tych placówek, w których dziecko uczyło się obco­wania z innymi, stawało się niezależne i nabierało pewności siebie. Sceptycy twierdzili jednak, że badania te prowadzono w ośrodkach o wysokim standardzie, które nie były reprezen­tatywne dla typowych żłobków czy przedszkoli. W latach sie­demdziesiątych usiłowano więc ustalić, co kryje się za okre­śleniem ?wysoki standard” i czym charakteryzują się ośrodki, które zyskały takie miano. Okazało się, że na poziom tych pla­cówek wpływ miały takie czynniki, jak małe grupy dzieci oraz lepiej wykwalifikowana i liczniejsza kadra. Wszędzie tam, gdzie grupy były liczne, a zajęcia dla dzieci starszych nieod­powiednio dobrane, obserwowano apatię i niezadowolenie oraz znudzenie i niechęć do uczestnictwa w zabawie.

W latach osiemdziesiątych zaczęto dochodzić do wniosku, że zinstytucjonalizowana opieka nad dzieckiem, nawet na naj­wyższym poziomie, nie daje gwarancji na taką jakość usług, jakiej oczekują rodzice. Problemem zawsze pozostawała nie­możność wytworzenia bliskich związków uczuciowych mię­dzy dzieckiem a personelem, co zapewniałoby dzieciom po­czucie bezpieczeństwa. Gay Ochiltree w swej pracy pt. Dzieci w rodzinie australijskiej (Australijski Instytut Badań nad Rodzi­ną, 1992) wskazuje na dużą rotację personelu w placówkach opiekuńczych. Stracenie z pola widzenia osoby, do której dziecko się przywiązało, jest dla małego człowieka przeżyciem ogromnie bolesnym. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że rocznie wymienia się około 40% personelu zatrudnionego w ośrod­kach opieki oraz około 60% opiekunów dochodzących do domu, to jest to statystyka, której nie można lekceważyć. Choć dane te pochodzą z badań amerykańskich, podobna sytuacja jest w Australii, gdzie z racji niewysokich zarobków i stosun­kowo niskiego statusu społecznego rotacja personelu opiekuń­czego jest równie wysoka.

Wspomniany już Jay Belsky, w swej niezwykle przejmują­cej pracy pt. Dzienne ośrodki opieki dla dzieci – problem bu­dzący niepokój- poddał szczegółowej analizie wszystkie dane na temat warunków i form opieki nad dzieckiem, zebrane z setek publikacji z całego świata. Zauważył, że większość autorów podkreśla negatywny wpływ tych ośrodków w okre­ślonych warunkach, szczególnie w wypadku dzieci, które tra­fiły do żłobków, mając niespełna rok. Wyróżnił cztery typy zachowań, które ujawniły się u dzieci oddawanych bardzo wcześnie pod opiekę placówek opiekuńczo-wychowawczych:

Brak zainteresowania osobą matki i skłonność do unika­nia jej. Niemowlęta w tej grupie nie podchodziły do matki, nie traktowały jej jako osoby dającej poczucie bezpieczeństwa. Dłuższa izolacja od matki powodowała, że dzieci reagowały na jej obecność złością i nie zdradzały potrzeby kontaktu uczuciowego. Ich związki emocjonalne dotyczyły innych osób lub w ogóle nie istniały.
Wzmożona agresja – przejawy zachowań agresywnych, takich jak bicie, udział w bójkach, agresja słowna, niechęć do zażegnywania konfliktów poprzez rozmowę, wycofywanie się, ignorowanie zaczepek. Zachowanie takie obserwowano za­równo wśród dzieci bardzo małych, jak i dzieci w wieku szkol­nym.
Niechęć do ugodowości – lekceważenie poleceń i próśb osób dorosłych-, czynienie wbrew, przejawianie postaw wo­jowniczych (zaczepność).
Izolacja – izolowanie się od grupy, unikanie towarzystwa osób dorosłych, zamykanie się w sobie.

Powyższe typy zachowań przedstawione zostały w bada­niach dotyczących różnych środowisk (dzieci z rodzin ubo­gich i zamożnych) oraz różnych warunków panujących w pla­cówkach dziennej opieki (wysoki standard i niski standard, opieka w domu).

Skutki wychowania zbiorowego nie powinny dziwić. Dziec­ko umieszczone w przeciętnym żłobku, gdzie każdy malec pragnie być w centrum uwagi, gdzie dorośli pojawiają się i odchodzą, gdzie panuje zgiełk i trudno o kącik dla siebie, uczy się zabiegać o własne interesy. Może okazywać nieufność wobec osób dorosłych, łącznie z matką, której nie wi­dzi przez wiele godzin. Ten mały człowiek dostosowuje się do panujących warunków najlepiej, jak potrafi; jednemu przycho­dzi to łatwiej, innemu trudniej.

Rodzice powinni więc stosunkowo łatwo ocenić, czy ich dziecko cierpi, przebywając poza domem, czy nie. Jeśli w za­chowaniu dziecka choćby niektóre z powyższych symptomów pojawiają się z pewną regularnością, to należy przypuszczać, że malec nie jest”szczęśliwy.